fbpx

Dzisiejszy temat pojawił się podczas świątecznych przygotowań. Przy okazji „piernikowania” rozmawialiśmy rodzinnie o wielu kwestiach. Zaczęliśmy od edukacji, testomanii, ocenomanii, kulturze błędu panującej w szkole i koncentracji na tym, w czym uczeń jest kiepski i nie radzi sobie, zamiast na tym, w czym jest dobry i co jest jego talentem.

A potem zaczęliśmy się zastanawiać, jak to jest w naszym życiu codziennym. Czy my sami na co dzień koncentrujemy się na tym, co inni robią dobrze, lub po prostu na tym co robią, czy raczej koncentrujemy się na tym, co inni robią źle, czy też w ogóle nie robią.

Ile razy podziękowałaś mężowi za to, że umył samochód, wytrzepał dywany przed świętami, pomógł wnieść zakupy do domu albo nawet bohatersko uczestniczył w tych zakupach? A ile raz mówiłaś o niewyniesionych śmieciach, niewyjętych naczyniach ze zmywarki, niezałatwionych sprawach, czy skarpetkach zostawionych w salonie?!

Zrobiliśmy rachunek sumienia i…. no cóż. Jednak w naszej komunikacji jest raczej więcej narzekania i oceniania niż doceniania.

Nie wiadomo z czego to wynika. Jedni twierdzą, że powodem jest najstarszy, najbardziej pierwotny z naszych trzech mózgów – mózg gadzi. On jest odpowiedzialny za nasze bezpieczeństwo, więc koncentruje się na tym, co nietypowe, inne. To budzi jego niepokój.
Czyli to, co nie zostało zrobione. Jak mąż systematycznie, raz w tygodniu sprząta mieszkanie
i przygotowuje kolację przy świecach, to nasz mózg szybko się do tego przyzwyczaja i przestaje to zauważać. Nie traktuje tego, jako coś niezwykłego i nietypowego. To po prostu taki standard w naszym otoczeniu. Być może  Twój mąż przyjmuje za standard (i to ugruntowany kulturowo), że jak wraca do domu to czeka na niego obiad, a niektórzy to nawet uważają, że ten obiad powinien być mu podany.

Żeby dostrzec codzienne, pozytywne, warte docenienia działania innych, warto uruchomić dwa pozostałe mózgi, aby bardzo świadomie kierować naszymi komunikatami. Tego można się nauczyć, wyrobić sobie nawyk.

 

Wzmocnienia pozytywne.

 

Z drugiej strony mamy behawioralną teorię wzmocnień Iwana Pawłowa oraz przede wszystkim warunkowanie instrumentalne. Za twórcę procedur warunkowania instrumentalnego uważa się B.F. Skinnera, a wcześniej zajmował się tym tematem  Edward L. Thorndike, na początku XX wieku.

Myślę,  bardzo upraszczając te procedury, że  :

Jeśli wzmacniamy jakieś zachowania, to ich liczba wzrasta.

Jeśli nie wzmacniamy jakiś – ich liczba maleje.

Co to jest wzmocnienie? Co może być wzmocnieniem? To jest każdy bodziec, który dzieje się wtedy, kiedy dane zachowanie ma miejsce. I to jest największy paradoks. Bo jeśli najczęściej mówimy innym o tym, co zrobili źle, to… wzmacniamy te złe zachowania. I nie tu znaczenia, czy reakcja jest pozytywna, czy negatywna. Jeśli dajemy komuś naszą uważność i czas krzycząc, a ta osoba nie może jej dostać od nas (uważności i czasu), kiedy zachowuje się dobrze, to będzie robić coraz więcej tego, co przyniesie jej tę uważność i czas.

Mówiąc prościej. Jeśli dziecko spokojnie, samodzielnie i z zainteresowaniem czymś się zajmuje i nie dostanie wzmocnienia, to szybko może przestać to robić. Jeśli zaś zaczyna biegać, szaleć, albo coś stłucze lub zniszczy i dostaje wzmocnienie, czyli mama lub tata skoncentrują się na przywoływaniu go do porządku, to ono się nauczy, że aby rodzice się nim zainteresowali, trzeba biegać, krzyczeć albo coś zniszczyć.

Mówiąc jeszcze bardziej obrazowo. Mama wraca z córeczką do domu i córeczka prosi: „Mamo, pobaw się ze mną”. A mama odpowiada: „Kochanie, teraz nie mogę. Muszę ugotować obiad, nastawić pranie, sprzątną, itd.”. Córeczka bawi się więc sama, ale niechcący tłucze ulubioną filiżankę mamy. Czy wtedy mama zignoruje ten fakt? Czy powie: „Nie mogę się teraz tym zająć, bo ma gotowanie, pranie i sprzątanie?” Raczej nie. Zazwyczaj skończy się to ostrą reprymendą, mama porzuci swoje zajęcia i… nagle okazuje się, że może poświęcić czas swojej córeczce. Czego nauczyła się córeczka? Jeśli chcę, aby mama miała dla mnie czas, trzeba coś stłuc/rozlać/ pochlapać itd.

Sensownym wydaje się, że powinniśmy wzmacniać tylko pozytywne (pożądane) zachowania. Ale tak się nie dzieje! Bo kto z Was zna nauczyciela, który po wkroczeniu do klasy spóźnionego ucznia zignoruje go i być może podziękuję pozostałym uczniom za to, że przybyli punktualnie?

Podobnie jest w naszej codzienności. Rodzice szczędzą słów uznania za to, że dziecko zrobiło porządek w swoim pokoju, wyniosło śmieci albo zrobiło kanapki dla całej rodziny. Uważają, że to… taki standard. Że nie ma za co chwalić, bo jeszcze woda sodowa mu do głowy uderzy!

„Chwalić!”- chcę zwrócić Waszą uwagę na to słowo. Otóż, co oznacza dla ciebie, że pochwaliłaś/pochwaliłeś kogoś? Kiedy chcesz zacząć stosować pozytywną komunikację, porzuć przymiotniki i przysłówki, czyli słowa typu: super, fajnie, świetnie, doskonale, dobrze, pięknie…. Lepiej mówić: podoba mi się to, co zrobiłaś; dziękuję Ci za to, że… , doceniam to, że…; zauważyłam, że…. Czyli po prostu dajmy komunikat, że coś widzimy, doceniamy, a nie oceniamy. Bo przymiotniki i przysłówki to oceny.

W związku z naszymi przemyśleniami podczas piernikowania, podjęliśmy wyzwanie POZYTYWNA KOMUNIKACJA. Mówimy sobie tylko o dobrych rzeczach. Dziękujemy za to, co ktoś zrobił. Doceniamy działania i zrealizowane zadania. Chcecie dołączyć do takiego wyzwania?! Jestem pewna, że magia świąt jeszcze wzrośnie

  1. Zacznij stosować pozytywną komunikację także wobec siebie. Doceniaj siebie za to, co zrobiłaś dobrze. Nie potępiaj siebie za pomyłki, czy wpadki. Po prostu koncentruj się na tym, co robisz dobrze.

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.