fbpx

To może dziwne pytanie, ale pojawiło się ono u mnie w związku z wieloma relacjami nauczycieli, w których opisują swoje… zmagania z oporem dyrektorów wobec ich potrzeby wprowadzania zmian. Oto jeden z takich wpisów:

Bez wsparcia dyrektora trudno zmienić szkołę

https://www.facebook.com/budzacasieszkola/photos/a.1001819349879227/4693491020712023/

„Od dawna czytam wszystko, co ukazuje się na Fanpag’u Budzącej Się Szkoły. Czytam też komentarze. Te, których autorami są rodzice są czasami bardzo ostre, kategoryczne, myślę, że dla nas nauczycieli również krzywdzące. Dlatego postanowiłam opisać moją sytuację.

Uczę w wiejskiej szkole. Ideą Budzącej Się Szkoły jestem zafascynowana od wielu lat, od czasu, gdy wzięłam udział w konferencji. Od tamtego czasu zmieniam moje lekcje i wprowadzam kolejne zmiany. W zeszłym roku po wysłuchaniu rozmów pani Marzeny z dr Gabrielą Olszowską postanowiłam zredukować liczbę ocen i zastąpić jedynki oceną SJR (Spróbuj Jeszcze Raz). Przeczytałam stosowne rozdziały i paragrafy w ustawie o Systemie Oświaty i w Rozporządzeniu o Ocenianiu i Promowaniu i upewniłam się, że wszystko, co robię jest zgodne z prawem oświatowym.

Krótko potem zostałam wezwana do gabinetu i pani dyrektor poinformowała mnie, że muszę zmienić zasady oceniania, bo są niezgodne ze statutem szkoły. Wyjaśniłam, że są za to zgodne z Ustawą i Rozporządzeniem, a w odpowiedzi usłyszałam, że w szkole wszystkich nauczycieli obowiązuje Statut. To nie była miła rozmowa. Argumentowałam, że nowe zasady służą uczniom, że lepiej motywują do nauki, że wyniki moich uczniów są bardzo dobre, a atmosfera na lekcjach dużo lepsza.

– Może i tak – odpowiedziała pani dyrektor, ale to, co pani robi, nie służy to atmosferze panującej w szkole, bo przez panią inni nauczyciele wychodzą na surowych.

Dowiedziałam się, że moje zachowanie jest niekoleżeńskie i psuje relacje między nauczycielami. Podobno kilka osób się na mnie skarżyło. Najpierw myślałam, że to nieprawda, ale po kilku dniach zauważyłam, że niektóre koleżanki przestały się do mnie odzywać i odpowiadać na moje powitania.

Spróbujcie to sobie wyobrazić. Siedzę w pokoju nauczycielskim z dwiema innymi nauczycielkami, które traktują mnie jak powietrze, bo … przestałam uczniom wstawiać jedynki. I chyba nawet nie to jest dla nich najgorsze. Najgorsze jest to, że te dzieciaki bez jedynek, bez stresu, bez ciągłych klasówek i testów się uczą i, co gorsza, mają bardzo dobre wyniki. To chyba jest największym problemem.”

 

Pomyślałam o tym, że w tym wpisie, jak w soczewce pokazane są mechanizmy, które sprawiają, że wprowadzanie zmian w szkole, o których wszyscy już wiem, że powinny nastąpić, jest takie trudne.

 

Gdybym mogła tak sobie „pogdybać”, to:

 

  • Wsparcie ze strony dyrektora

Chciałabym, aby w szkołach w sytuacji,  gdy jeden nauczyciel chce coś zmieniać w swoich działaniach, np. zrezygnować z wystawiania stopni na co dzień, mógł najpierw pójść do swojego dyrektora i swobodnie z nim przedyskutować tę kwestę. Dla nauczyciela,  nawet jeśli akty wyższego rzędu dopuszczają inne rozwiązania, podstawowym aktem prawnym jest statut szkoły. Oczywiście istnieją możliwości wprowadzania zmian, np. jako innowacji. Dziś nie jest to już ani skomplikowane, ani trudne. Nauczyciel mógłby uzgodnić z dyrektorem, dostać od niego wskazówkę, że zgłosi taką innowację i spokojnie, zgodnie z prawem realizować swoje pomysły. A szkoła otrzymuje splendor i uznanie z powodu innowacyjności działań.

  • Otwarta komunikacja – transparentność

Uderzające jest dla mnie stwierdzenie: „Dowiedziałam się, że moje zachowanie jest niekoleżeńskie i psuje relacje między nauczycielami. Podobno kilka osób się na mnie skarżyło.”  Nawet, jeśli tak rzeczywiście było i inni nauczyciele przyszli do p. dyrektor poskarżyć się na swoją koleżankę, to, co powinno się wydarzyć, to otwarte spotkanie, podczas którego nauczyciele mogliby wyjaśnić sobie, co takiego złego kryje się za nowym sposobem oceniania, stosowanym przez inną nauczycielkę. Dyrektor nie może posługiwać się plotkami, nie może rozmawiać o jednym nauczycielu z innymi, bez jego obecności. Jeśli pojawia się problem, różnica zdań, konflikt – co jest naturalnym elementem funkcjonowania grupy – to przede wszystkim trzeba w atmosferze zaufania rozmawiać ze sobą, aby każda strona mogła poznać swoje racje. I nie chodzi o to, żeby zacząć się przekonywać. Po prostu przedstawić sobie i przyjąć do wiadomości, że możemy się różnić.

  • Zespół

Pandemia uświadomiła nam, że bez relacji nie ma edukacji. Tylko w bezpiecznej atmosferze, czując wsparcie nauczyciela i innych uczniów możliwe jest efektywne uczenie się. Ale żeby tak się działo nauczyciele też potrzebują czuć się częścią zespołu. I nie chodzi tutaj o to, że wszyscy mamy się lubić i „spijać sobie krople z dziubków”. W każdym zespole są różni ludzie, o różnych przekonaniach, temperamentach i charakterach.  Najważniejsze jest to, abyśmy wiedzieli, że nasza szkoła, jest naszą wspólna organizacją. Możemy tu porozmawiać o wszystkim. Ważne są wspólne cele i sens tego, co robimy. O to powinien dbać dobry lider.

  • Wprowadzanie zmiany

Szkoleń, dotyczących wprowadzania zmiany, które były realizowane w ostatnich latach,  były setki, jeśli nie tysiące. W opisanej sytuacji zostały złamane wszystkie zasady wprowadzania zmiany. Warto przypomnieć sobie te zasady, choćby w oparciu o lekturę książki pt. „Gdy góra lodowa topnieje” Johna Kottera. Polecam. Mam poczucie, że polska edukacja jest, jak ta góra lodowa, która topnieje. Warto sobie przypomnieć, że ludzie, nawet w obliczu realnego zagrożenia, są niechętni zmianom, a co dopiero, kiedy to zagrożenie (czyli edukacja słabej jakości, która nie przygotowuje do dobrego funkcjonowania w realiach XXI wieku) jest dość mgliste. Potrzeba wielu starannie zaplanowanych działań, aby doprowadzić do zmiany.

  • Pozytywna intencja

Najtrudniejsze jest pewnie to, że każda ze stron – i dyrekcja, i nauczycielka – kierowały się pozytywną intencją w zakresie dostępnych dla nich zasobów. Nauczycielka już zrozumiała, że trzeba coś zmienić w swojej pracy i nie doświadczyła w środowisku działań wspierających jej postawę. Nie było też w jej szkole pewnych zwyczajów, procedur wspierających nauczycieli we wprowadzaniu zmiany. Dyrektorka – działała w ramach dostępnej jej wiedzy i umiejętności o zarządzaniu. Skoro tak się zachowała, to przypuszczam, że była przekonana, że to najlepsza droga.

 

Jak podaje Piotr Stohnij, w książce pt. „Koniec alfabetu. Jak być liderem nowej generacji”, wieloletnie badania Roba Goffego i Garetha Jonesa z London Bizness School pozwoliły określić 6 praktyk, w oparciu, o które powinna działać firma marzeń:

  1. Pielęgnuje różnice między ludźmi;
  2. Nie ukrywa informacji ani nimi nie manipuluje;
  3. Przysparza korzyści ludziom zamiast tylko ich eksploatować;
  4. Ma ważną misję do wypełnienia;
  5. Stawia zadania, które są z definicji satysfakcjonujące;
  6. Nie narzuca głupich reguł.

 

Moim marzeniem jest, aby każda szkoła, przedszkole było taką organizacją marzeń dla wszystkich, którzy w niej są. Dla uczniów, nauczycieli, dyrekcji, innych pracowników. Wydaje się, że wprowadzenie takich praktyk w edukacji powinno być możliwe do osiągnięcia. Czego potrzeba najbardziej? Mądrych, odważnych, znających zasady nowoczesnego zarządzania dyrektorów!

 

Na podsumowanie cytat:

Obecności najlepszych przywódców ludzie nie zauważają;
dobrych szanują i cenią;
gorszych boją się;
najgorszych nienawidzą.
Kiedy najlepszy przywódca kończy swoje dzieło, ludzie mówią:
Zrobiliśmy to sami.

Lao Tzu

 

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.